Czysta, posłuszna, uboga…
Cała ich, zupełnie nie swoja.
Tak po prostu odchodzi w niebyt
Jakby wiary wcale nie było,
Jakby żadnej nadziei nie czuła,
Jakby nagle skończyła się miłość.
Tak znienacka, do tyłu za bardzo.
Tak niechcący, tak mimochodem
Znika cała we mgle samotności.
Przeogromnej, nieznośnej, niechcianej.
Tak obecnej, że aż niemożliwej.
Zwykła, prosta, codzienna modlitwa
Nieobecna, więc bólu nie koi.
Gdyby choć jedna dłoń przy jej dłoni.
Gdyby serce choć jedno przytomne.
Gdyby oczy wnikliwie patrzące.
Gdyby kropla łzy na policzku…
Świt nie skończyłby się pełną strachu nocą!!!
21 listopada 2016